czwartek, 24 kwietnia 2014

5#This is The New Shit

SZOK.
Otępienie.
Chwila zastanowienia.
Mózg ruszył.
Czy ... Czy ja właśnie? UGH! Sprowokował mnie!
Uderzyłam go .. A on jeszcze tu jest.
Chciałam się wyrwać ale moje ciało mnie nie słuchało.
Puścił mnie. Przejechał jeszcze palcami po moim nagim ramieniu. I wycofywał się w stronę drzwi.
-Proszę zostań. - wyszeptałam cicho, nie wiedziałam już co robić. Kuźwa! To moje zdecydowanie ...
-Nie ...- i odszeł. A ja stałam jak ta idiotka jeszcze przez chwile w szoku.
Poszłam do salonu, wzięłam koc. Musze jak najszybciej odpłynąć z tego bagna.
-Żegnam! - powiedziałam cicho i położyłam się na kanapie. A pojedyńcza łza spłynęła mi po policzku.
Nie ja nie płacze! Otarłam ją ... Dam radę. Jak zawsze ...
Wstałam była hm ... chyba było popołudnie. Wszystko takie spowolnione... Wszystko do mnie dotarło... Moja matka, Ojciec...Oliver!
Po co ja to wszystko robię?
~*~

Będzie tak jak dawniej? Jak się z tym czuje?
"Are we close enough?
There is something i must confide."
-If you really think that you could fix me !?- Matt nie masz racji, będziemy tylko przyjaciółmi. Nie mam zamiaru się zmieniać.

~*~
-Nienawidze bezsilności! - Przewróciłam komodę
-Nienawidze samotności!- Kopnęłam łóżko
-Nienawidzę! ... - Przewróciłam krzesło.
-"I'm just a would of been could of been should of been never was and never ever will be!" - Śpiewałam .. A w zasadzie to sreamo ...
Sreamo zawsze pomagało mi nad skupieniem sie i nie zwiedzanie moich mrocznych zakątków umysłu.

4#And The Snake Start To Sing

"Nie mów do mnie kochanie"
Masz racje Oli więciej nie popęłnie tego błędu.
On ma racje nie powinnam się wtrącać w jego feralne spotkanie z tą laską.
Ale to przez nią cierpiał a nie przeze mnie.
Boże! Stop koniec myślenia o nim. Koniec myślenia w ogóle.
Pobiegłam do swojego pokoju.
Trochę się wkurzyłam ponieważ na mojej ścianie widniał wielki napis "Bring me the horizon"
a w okół teksty piosenek zespołu Olivera takie jak "Can you feel my heart" lub "Go to hell for Haven's sake". Nie mogłam dłużej patrzeć na swoją własnoręczną pracę. Odpaliłam swoją wieże i zaczęłam słuchać Megadeth- Trust. Wzięłam pierwszą z brzegu książkę. Było to dzieło Szekspira- Romeo i Julia.
-O nie nie nie! Kolejny raz tego nie zniosę- Krzyknęłam
Tak, normalnie mam coś z głową bo mówie sama do siebie. Podreptałam do pułki odłożyła książkę na miejsce i po prostu położyłam się na łóżki.
~*~

-Sykes! Ty debilu!- roległ się krzyk na cały dom. O-Oł Mati idzie ...
-Wybacz, ale musiałem jechać do szpitala mama Shy nie żyje.
-Ojj, to pewnie kiepsko się trzyma i pan bohater postanowił ją pocieszyć?
-Tak, aleona tego nie potrzebuje. Stary pokłuciliśmy się, byliśmy pod prysznicem, całowaliśmy się i jeszcze Shy docieła Amandzie- Mówiłem ze znudzeniem w głosie.
-Człowieku!! I to wszystko w jeden dzień?!- O, boże. Muszę mu to dokładnie wyłożyć ... Jak na studiach... Kuźwa.
[Kilka minut później]
-Aaa i wtedy ty wyszedłeś jak ostatni pajac. A ją zostawiłeś samą... BRAWO!
-Przelizaliśmy się! Normalnie, wiesz jak by było.
-Tak, miał być wyjebane- dokończył za mnie.
-No... Tak
-Ale teraz jest inaczej.- znów dokończył to co miałem powiedzieć ja.
-No właśnie tak.
-Stary ty się zabujałeś!
-O nie! Gdzie, odrazu zabujałeś. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-Tak, w ciągu 3 dni Sykes. Szalejesz!
-Ale jak przy niej jestem to zapominam o Am. O tym gównie ...
-Lubicie się... Taak, to jest pewne, ale no kurde. Ona cię pocałowała. Nie ty ją. Ona ciebie. Stajesz się babą Oli.
-Boże! Co wy z tymi "babami"? Nie jestem ciotą. Okey? Wykluczone!
-Tak? To przeliż się z nią jeszcze raz. Ale jak ty Sykes, nie jak frajer. W piątek za 2 tygodnie robię impreze jak zdąrzymy po koncertach, jak chcesz możesz ją przyprowadzić. Ale nie ma lipy.
Niech stary Oliver wróci. Strasznie przez tą Amande ... su- a z resztą. Strasznie cię ugrzeczniła.
-Ciesz się bo nie przyjebie ci w ryj za te twoje porady.
-Oj, przestań. Chodź, idziemy.
-Gdzie?
-No właśnie, kiedyś nie pytałeś. Ehh. Chodź, Sykes, chodź.
Wyszliśmy z mojego domu i pojechaliśmy do miasta. Mhm Matt i jego clubbing.
-Mogłeś powiedzieć, że chcesz się najebać.
Weszliśmy do clubu.

~*~

Ciekawe co ona roi. Muszę zbliżyć się do niej. Zyskać bardziej zaufanie.
Wsiadłem w auto i ruszyłem w kierunku jej domu.

~*~
Ciekawe dlaczego Terry zroil się tak zazdrosny. Przecież ... Nie interesuje się mną w ten sposób. To  nie możliwe. Terry, te jego długie proste blond włosy. Niebieskie oczy, wysunięte kości policzkowe. Dla wielu dziewczyn był idealny. Znamy się już 5 lat. Zawsze mi pomagał. To słodki chłopak, który sie mną przejmuje.
Myślałam trochę o Terrym jeszcze trochę.
Aż usłyszałam dźwięk dzwonka.
-Tak?- zobaczyłam kto stoi za drzwiami.- Terr!- rzóciłam mu się na szyje.
-Tak, to ja. Haha. Dawno już mnie tak nie  witałaś.
-Przeprasza, trochę ostatnio wszystko się sypie.
-Tak, wiem. Dlatego pomyślałem, że wpadnę i spędzimy czas jak za dawnych lat.
-Dla mnie extra. To co roimy? Może film?
-Okey, włączaj co chcesz. A gdzie Gina?
-Zgaduj, haha. - po chwili usłyszałam "A tuuu jest piesuś" - oczywiście Gina była w kuchni.
Terry szedł z moją psiną na rękach.
-Stęskniła się za tobą.- powiedziałam.
Brakowało mi jego widoku.
-Hm. Przepraszam, że ostatnio tak dziwnie się zachowywałem.
-Okey, rozumiem cię. Każdy może mieć gorszy okres. No choć się przytul.-Dla innych byłam czasem oschła, wredna, sarkastyczna ale dla Terryego nigdy nie potrafiłam taka być.
Zaprzyjaźniliśmy się jeszcze jak byliśmy dziećmi, on był z domu dziecka. A moja mama tam pracowała.
Po 18 zaczął żyć na własną rękę, ale zawsze starałam się mu pomagać.
Traktowałam go jak młodszego brata pomimo to że jest ode mnie o dwa lata starszy, ale teraz coś się zmieniło. Już nie widze w nim zagubionego chłopca. To już coś innego.
Objął mnie ramionami. Posadził sobie na kolanach i już chyba tysięczny raz zaczeliśmy oglądać królową potępionych.
Mój ulubiony film, a właściwie nasz.
-Też bym chciała być tak ukąszona.
-Mówisz, masz!.- Terr zaczął całować mnie po szyji. Zbiło mnie to z tropu. Moje myśli  przebiegały szybciej niż odrzutowce. Miał już zamiar pocałować mnie w usta, ale w drzwiach .. No właśnie KURWA! W drzwiach stał Oliver.
-Zostawiłem telefon. - Chya był lekko pijany. Popatrzył się na nas jeszcze troche. Byłam w szoku nie wiedziałam co zrobić JA nie wiedziałam CO MAM KURWA ZROBIĆ czy wyplątać się z objęć Terryego czy podbiedz do niego i powiedzieć że "TO NIE TAK" Ale nie nie zrobiła bym tak bo po co ja mu mam się tłumaczyć? - Oh, już znikam. Nie przeszkadzajcie sobie.- Wziął telefon. Miał już wychodzić. I zdecydowałam się w końcu na jakikolwiek ruch. Wstałam z kolan Terryego.
-Oliver, dlaczego się upiłeś?
-To nie twoja sprawa. To tak samo jak bym spytał: Dlaczego całujesz mnie a potem jego?- mówił głosem pełnym jadu.
-Mogę robić co chce!- nie potrzenie krzyknęłam. Wgl po co ja to kuźwa powiedziałam. Oparłam się o ściane i założyłam ręce podpierając piersi.
-No właśnie, ja tak samo.
-Ale... - piewrwszy raz ktoś mnie zagiął. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Było tak jak za czasów szkolnych. Skuliłam się w sobie. Nie! Nie! Tak nie będzie!
-Boże, Shy nie utrudniaj. - powiedział zrezygnowany.
-Ja was zostawię. - powiedział Terr  i wyszedł. NO PIĘKNIE!. Jeszcze tego brakowało żeby byli wrogami. Chociaż od początku Oliver nie był przekonany do blondyna.
Spojrzałam na Oli'ego.
-Jesteś zazdrosny.
-Nie,nie jestem.
-Jesteś.
-Nie, dalczego miał bym być?
-Dobrze, to w takim razie dlaczego masz problem z tym, że to on mnie chciał pocałować?
-Nie wiem. Ale wiem z doświadczenia że każda może okazać się dziwką.- sarknął
No i wszystkie chamulce szlag trafił!
Dałam mu w twarz. Plask rozniusł się po całym domu. Ale on jak gdyy nigdy nic chwycił moje dwie ręce przyciskął mnie do ściany i pocałował. Poczułam w ustach smak whisky którą pił. Miałam wrażenie, że świat zaraz się skończy. Miękkie opuszki jego palców zostawiły szlak na moim policzku.
Oderwał się ode mnie. I szepnął do ucha.
-A czy ja powiedziałem, że mam cię za dziwkę?

3#It Never Ends...

Usiadłam koło Olivera. Ten lekko się uśmiechnął. Widział że zdąrzyłam wziąć tylko swoją torebke a kurtki już nie. Zdjął swój sweter z napisem "Drop Dead" i podarował go mi.
-Dzieki. - powiedziałam cichutko z marnie udawanym uśmiechem na twarzy. To takie słabe. Ja powinnam byc inna przecież mój charakter to co zawsze sobie obiecywałam zaraz legnie w grózach moje imie nic nie znaczy nie jestem słaba. Zapytam lekarza o co chodzi otre łzy i wróce do domu.
O własnie jak na moje życzenie idzie koleś w białym kitlu. No no w prost na mnie.
-Dzień dobry.- powiedział, ale ja nie miałam ochoty odpowiadać. Chyba to zauważył i kontunuował dalej swoją wypowiedz.- Wiem ... że to będzie dla pani trudne .. Ale pani matka nie żyje. - i tak sobie po prostu odszedł! Żadnego "współczuje" !
Zerwałam się z miejsca nie patrząc na Olivera. I po prostu biegłam do wyjścia nie chciałam żeby chociaz jedna łza skapnęła gdzie kolwiek.
Wsiadłam do taksówki która nadal czekała pod szpitalem.
Pojechałam do domu nie chciałam nikogo oglądać, słyszeć ... nic. Musze się pozbierać.
WSZYSCY W OKÓŁ CIEBIE UMIERAJĄ! Krzyczał mój mózg. A ja nie dopuszczałam do siebie tej mysli aż w końcu bariera pękła.
Płacz: strumień, potok, wodospad łez.
Ale nadal samotność. Tkwi wszędzie. W głowie w sercu. Gdzie się tylko da. By nikt nie zobaczył mojej słabości.
Moje rozmyślanie trwa i trwa bez końca. SPAĆ. Nawet nie chcę mi się wstawać. Więc będe leżeć tu.
                                                        ~*~

Wybiegła. Tak jak ja zawsze uciekam. Pewnie teraz siedzi i mówi że będzie twarda. Bo mimo tego że ucieka jest strasznie silna. A ja nigdy sobie nie radze. Czy to oznacza że jestem słabszy niz jakaś laska?! O nie Sykes! Weź się w garść. Trochę współczucia. Właśnie ta jakaś laska straciła matke. Wypadało by pojechać i zobaczyc co sie z nią dzieje.
Wsiadłem do auta. Odpaliłem silniki i wyjechałem z podwórka mojej posiadłości.
Las zaczął się przeżedzać.
Dojechałem do centrum miasta.
No to teraz na drugi koniec.
Włączyłem radio, ale nic ciekawego nie przykuło mojej uwagi.
Skakałem po radiostacjach aż w końcu natrafiłem na "californication" Red Hot Chili Pepers. Ostatni raz słuchałem tego jak odwoziłem Shy... To chyba jej ulubiona Red Hots'ów.
zaburczało mi w brzuchu. Czas coś przekąsić , ale może ona też jest głodna? Wstapie po chińskie rzacie. Kiedy podano mi moje zamuwienie wsiadłem  do wozu i kontynuowałem podróż. Byłem juz u celu. Nagle w lusterku zobaczyłem czarnego mercedesa. O nie... Tylko nie to.
~*~

Pozbierałam ciuchy. Zaraz miał w paść Dominik po klucze do Ink. Włożyłam na siebie jakakolwiek koszulkę. Wiem tylko że była czarna. Miałam też czarne leginsy. A moje stopy i skarpetki to nie idealna para.
Zbiegłam po schodach.
Wyjżałam przez okno. Zmierzcha. Na moim podjeździe stały dwa samochody.
Czarny mercedes i samochud ... Olivera. Stał przed swoim autem i kłucił sie z jakąś brunetką. Nie mysląc wybiegłam zrobić teatrzyk tej pannie.
To była Amanda.
-Oliver, kochanie co tak długo? - zapytałam podchodząc do niego ignorując tą dzi... A z resztą. Założyłam mu ręce na szyje i pocałowałam. Przez chwile nie mogliśmy oboje złapać oddechu. Mój czyn strasznie zbił go zaskoczył, ale też zadowolił?! Widać było, że przez chwile go wcieło.
Ale potem załapał o co chodzi.
-Przepraszam ale coś mnie zatrzymalo.- Wskazał na Amandę.
-Ooo. Nic się nie stało. Właściwie. - odwróciłam się do zaszokowanej dziewczyny.- Witaj, chciałabym ci podziękować za to co zrobiłaś. Dzieki temu to ja mam tak wspaniałego chłopaka jakim jest Oli.- Mówiłam cały czas z pęłnym uśmiechem na twarzy. Nienawidzę ludzi, którzy ranią bez powodu, po prostu oddaje mu przysługe on mnie uratował od ciemności. A co do takich osob jestem sklonna karać ich boleśniej niz oni. Jezu jaka jestem okrutyna.
Amanda patrzyła na mnie przez chwilę. Wyszeptała tylko "Nie ma za co" Chyba tylko na to pozwalała jej resztka godności. Wsiadła do auta i odjechała. Spojrzałam katem oka na wkurzonego Olivera.
Udałam się z obojetna miną w stronę drzwi wejściowych. Sykes wszedł za mną
-Shy ... Po co była ta szopka? Dał bym sobie rade bez twojej pomocy, - Podnisł głos.
Dał byś radę!? Nie dość, że cię zdradziła w twoim domu  to jeszcze wchodzisz z nią w dyskusje jak baba!
-A co Cię to obchodzi?! Po co to wszystko !?- teraz oboje się darliśmy
-Bo jesteś durny! I nie umiałeś jej zranić!
-A ty jesteś niby mądra!? Wybiegać na dwór na boso. Dojebać mojej byłej i się jeszcze na mnie drzeć!?
-A kto do cholery zaczął pacanie!?
-Ooo droga panno przesadziłaś. - rzucił siatkę z jedzeniem. Podniósł  mnie, przeźócił sobie na plecy i niusł po schodach. Postawił mnie dopiero w kabinie prysznicowej z odkręconą zimną wodą na maxa.
-Taki tam zimny prysznic na ochłonięcie.- No chyba sobie żartujesz debilu. Wyciągnęłam rękę do klamki otworzyłam kabinę i wciągnęłam go do niej.
-Taaak, Ale Tobie też się przyda...Kochanie.- Błysk w oku.
-Kochanie?
-Mhm- powiedziałam z nutą sarkazmu. A on  przybliżył się do mnie. Dzieliły nas centymetry. Nasze ciuchy były przyklejone do naszych ciał. a moje wargi drżały z zimna.
Przysunął się bliżej jak do pocałunku.
- Nie mów do mnie kochanie... Tylko ja tak mogę- wyszeptał i wyszedł z kabiny. Zabrał po drodze ręcznik i wyszedł także z łazienki.
Ciekawsze czy w ogóle jest jeszcze w domu. Sięgnęłam po ręcznik. Poszłam do pokoju się przebrać.
A kiedy zeszłam do kuchni jego nie było.
Ale była kartka ...
"Zadzwoń jak mi wybaczysz Kochanie. W mikrofalówce masz jedzenie.
xoxo Oliver"

No tak Jak mu wybacze wepchnięcie mnie pod prychnic z lodowatą wodą.
Anyway. Jutro zadzwonię. Dzieje się za dużo w moim życiu. O wiele wiele za dużo w moim życiu!
Osunęłam się po ścianie i czekałam  na przypływ myśli. Ale ... w mojej głowie były tylko słowa Olivera "Nie mów do mnie Kochanie"

2#Written In Blood

Weszłam do domu rzuciłam kurtkę w przedpokoju. Mój pies Gina patrzyła na mnie z salonu. Miała dobry widok bo siedziała na kanapie.
Poszłam do kuchni. Wzięłam sałatę i podążyłam w stronę salonu.
Usiadłam koło mojej psinki.
Włączyłam TV i zaczęłam oglądać jakiś nudny film.
Sięgnęłam po koc, który leżał obok.
Jak mogła go zdradzić ? Zadawałam sobie pytanie. Przecież ... widać było że ją kocha.
Nie rozumiem takich ludzi.
Wyświetlacz mojego telefonu rozjaśnił się. O sms. Pomyślałam odruchowo.
Oliver: Miło było z Tobą milczeć. Widziałem że masz wspaniałe tatuaże. Gdzie zrobiłaś ;* xoxo Oliver.Ooo. Myśli o moich tatuażach? LOL
Shy: Ogólnie to są moje projekty ... Zajrzyj na wizytówkę a dowiesz się o mnie sporo więcej rzeczy niż tylko nr. fona C;
Oliver: Masz talent. No to skoro robisz Tatoos to ja chcę mieć tatuaż od Ciebie.
Woho Shy! Pan Sykes chcę mieć Tatuaż właśnie od Ciebie. Popatrzyłam na psa.
-No co Giny. Co psinko. - patrzyła się na mnie smutnymi oczkami jak by coś miało się niedługo przydarzyć coś co zmieni nasze życie. Hm.
Shy: Mój pies dziwnie się na mnie patrzy, myślisz że może to coś znaczy? xD Wpadnij jutro coś wymyślimy.
Oliver: A dałaś mu jeść ? Haha. No fajnie xD I jeszcze się ze mnie nabija. Uroczo.
Shy: Wiesz .. Nie, nie daje mu jeść od urodzenia. xd Oczywiście że mu dałam jeść siedzi koło mnie i się tuli. Ale patrzy smutnym wzrokiem.Oliver: Psy wyczuwają uczucia ludzi. To nie pies jest smutny tylko Ty. On tylko odbija twoje uczucia. Pora iść do łóżka Shy. Wyśpij się a zapomnisz. A jutro wpadnę do Ink o 18. Zaśniesz?Shy: Postaram się ... Dzięki za troskę. Ok jutro o 18. Dobranoc.

                                                  ~*~
Coś czuję że ta dziewczyna dużo przeszła. Nie użala się nie próbuje na siłę zatrzymać tylko .. sama stara się odepchnąć. Widać że chce radzić sobie sama. Bo .. jest sama.
A jej towarzystw utrzymuje chyba tylko je pies.
Ale ... Jej tatuaże .. Są piękne. Pełne uczuć, miłości do tego co robi. Dlatego właśnie poprosiłem Shy żeby zrobiła mi taki tatuaż jak jej.
Poszedłem do dużego okna w swojej sypialni. Miałem z tąd widok na las.
Mój pies Oskar leżał już na łóżku.
Ale też patrzył się na mnie smutno.
-Tak, piesku. Jest w chuj trudno. Ale damy rade.
Pogłaskałem go po łepku i poszedłem do pracowni. Rysowałem ponad pół godziny realistyczne serce które krwawi. Aż nastał świt.
Tak Sykes. Ty nigdy  nie śpisz.
Poszedłem do kuchni znalazłem telefon i zadzwoniłem do Mata.
-Siema stary.
-Co ty kurwa człowieku nie śpisz!? Jest 6:00! Pojebało!?
-Dzięki przyjacielu, zawsze mogę na ciebie liczyć  powiedziałem sarkastycznie jak najbardziej się dało.
-Co chcesz Sykes?
-Spotykamy się o 17 pod London Ink na 18 mam tatoo od pewnej ślicznotki... Alee skoro nie jesteś zaintere
-Czekaj czekaaaaj. 17 pod studiem. Yoołka, bro.
Taa. Tego się spodziewałem. Powiedz mu o jakiejś lasce a on już od razu leci ... Jak kurwa na kabanosy.
W każdym razie jest 6 a ja nie mam co robić ... Idę do łóżka.
                                                   ~*~
Wstałam. Wyczołgałam się z łóżka. Kolejny dzień mam już za sobą.
Nadal do mnie nie dociera że mój Ojciec nie żyje ... Mimo to że się nie dogadywaliśmy ... lekko mówiąc. Czuje pustkę. Ale jestem kurwa silna! I dam radę.
Na 18 Oliver i jego Tatoo zapisałam w notesie. Często zapominam xd O wszystkim...
Dziś przerwa obiadowa o 17 lajt. Wyskoczę na kawe.
Telefon który miałam w kieszeni zaczął wibrować.
-Yo. - Tsaa Terry.
-Siema.
-Żyjesz tam jeszcze?
-Ja żyje ...
- Twoja matka do mnie dzwoniła wiem co się stało. Przyjechać do ciebie czy coś?
-Nie nie trzeba dziś pracuje poza tym ... Terr ja się tym nie przejmuje xd. I 18 się nie spotkamy bo robie tatuaż Oliverowi.
-Ooo kto to Oliver? Nie widzimy się jeden dzień i ty już kogoś poznajesz.
-No co nie mogę?
-.... - nastała cisza.
-No ja pierdole. Weź się ogarnij stary. Nary.
Cisnęłam fonem. Nikt mi nie będzie mówił co mam robić!
Co ty sobie kurwa myślisz pomyślałam zebrałam swoje rzeczy i wyszłam do studia. Dziś zastępuje Dominika.
Mam nadzieję że ten dzień jakoś mi zleci.

                                            ~*~
Terry ty durniu nie możesz jej tak terroryzować. Myślałem głośno.
Dziś kumpel przywozi mi działkę. Nie mam już hajsu. A ta idiotka puszcza się z jakimś Oliverem. W końcu ją zabije i nie będę jej sługusem. Kiedy już rozwale jej łeb i będę patrzeć jak wypływa z niej reszta życia.Tak jak zrobiłem to z jej ojcem. Ona jest nastepna.
Dostanę nagrodę od mistrza ... Będę spełniony. Uczynię to co powinienem i zostanę przyjęty do bractwa.
Narzuciłem na siebie skórę. I wyszedłem  w pośpiechu. Miałem spotkać się z dilerem o 7 przy moście. Miałem spory kawałek do przejechania więc śpieszyłem się. Bo jeśli się spóźnię on odjedzie a ja zostanę bez tego czego chce.

                                            ~*~
Dzień toczył się powoli ... nawet za bardzo powoli. Robiłam tatuaż za tatuażem a mój dzień strasznie się dłużył miałam potrzebę spotkać się z Oliverem. Pogadac choc przez 5min! Ale widze się z nim o 18. Po prostu jestem samotna i juz sobie z tym nie radze. A moze radze tylko rozmowa z nim przynosi mi ulge i ukojenie? Sama juz nie wiem. Za dużo myslenia a za mało czasu na zjedzenie czegokolwiek. Jest 15 i mam przerwe na zchrupanie jakiegokolwiek posiłku. Wyjęłam jogurt  ze swojej torby otworzyłam wieczko i upiłam łyk. Mniam mój ulubiony o smaku truskawkowym. Musiałam przestac myslec o tym że Oliver ma wpaść byłam rozproszona a zarazem podekscytowana ale kiedys musze przystopowac co nie? To nie normalne mysleć tak o kims całe dnie.
Zajęłam się rysowaniem kolejnego szkicu. Który był tylko dla mnie to nie był szkic do tatuażu tylko mój właśny świat wylany na papier. Potrzebuje jakiegoś leku na odstresowanie. I właśnie tworzenie nim jest. Bez tego nie była bym soba i nie mogła bym spęłniac się w życiu.
Rysowałam nie ustannie wypiłam już cały jogurt. Spojrzałam na zegarek. Już 17... YEY!.
Shy. Nie. Przystopuj. Nie mozesz tak reagować dopiero co poznałaś tego chłopaka a już tak entuzjastycznie myslisz a jak to jakiś gangster który chcę cię zabić ?!
Taaa... Ty i ta twoja urojona wyobraznia .. Ah Shy.
Poczułam wibracje od mojego telefonu. O któs nareszcie sobie o mnie przypomniał.
-Hallo?
-Terr. Ja mam prace ...
-Twojej mamie coś się stało. Musisz natychmiast tu przyjechać.
-WTF!? - szok znowu... - Dobra już jadę ale co się dzieje. Myslałam że znowu histeryzuje z powodu ojca.
-Aktualnie zabiera ją karetka. Jak tu przyszedłem leżała cała we krwi.
-Ooo ... Mój Boże ! Zaraz będę! Jaki szpital?
-Św. Augusta.
O boże ... Może nie jestem miła dla mojej matki ale jednak .. jednak ja kocham i musze sprawdzić co jest grane ... najpierw tata teraz ona .... Co jest nie tak?! Dobra jestem twarda dam radę! No bo przecież  zawszę daje sobie rade.
Miomo uspokajania się ręcę trzęsły mi się nie miłosiernie.
Zadzwoń do Olivera. Zadzwoń i odwołaj spotkanie. Mówił mi głos w głowie.
Wybrałam jego numer. Odebrał po drugim sygnale.
-No hej. - powiedział a ja mogłam wyczuc jego emanujący dobry humor.
-Hej. Oliver, ja cię bardzo przepraszam ale ja dzis nie moge zrobić ci tego tatuazu przed chwilą dowiedziałam się ze moja mama jest w szpitalu św. Augusta i .. ja muszę tam pojechać.
-Shy.- mówił bardzo spokojnie i powoli.- Weź wszystkie rzeczy i zamów taksówkę nie jedź sama. Za 20min spotykamy sie w szpitalu.
I się rozłączył. A ja jak ten kołek stałam jak słup soli.
Idiotko czas zamówić taksówke. Prawdopodobnie twoja Matka walczy o życie a ty stoisz zamurowana ...  i .. i .. i nic! Nic nie robisz!
Zamknęłam w pośpiechu studio i wsiadłam do taksówki.
Jechałam 15min. Nie było korków. Na moje szczęście.
Wbiegłam do szpitala i podąrzyłam w stronę rejestracji.
-Dzien dobry przywieziono tu moja Mame Issabella McCombs.
-Sala 22.
-Dziekuje. - powiedziałam na odchodnym. Pobiegłam długim korytarzem i skręciłam w prawo. Usłyszałam jakies krzyki.
Na przeciwko wrzeszczeli na siebie Terry i Oliver.
 -What the fuck are you doing!? - krzyknęłam żeby mnie usłyszeli. Spojrzeli się na mnie momentalnie i stali zaszokowani ... Wydarłam się dość głośno.
Oliver usiadł pod małym oknem na krześle a Terry po drugiej stronie.
Nie wiedziałam gdzie mam usiąść ... Ale wszytko wrzeszczało podejdź do bruneta! Oliver!

Bring me That Horizon ...

Mam na imię Shy, tak może moje imię oznacza nieśmiałość lecz nie opisuje mojej osobowości.
OD jakichś 4 lat mieszkam sama moi rodzice ... Nie zbyt mnie rozumieli dlatego odeszłam.
Jestem buntowniczką.
Mam 20lat i pracuje w studiu tatuaży oraz piercingu. Tak, tak może i pracuje w takim miejscu ale nie jestem jakoś specjalnie wytatuowana.
A kolczyków mam mało.  Przeważnie tylko w uszach.
Zawsze wszyscy mówili mi że mam talent do rysunku i malowania. Tak kochałam to... I pewnego dnia wiedziałam co będę w życiu robić. Śpiewam też całkiem dobrze. Ale nigdy nie chciałam zajmować się tym na stałe.
W moim studiu "London Ink" tatuowałam już parę sławnych osób takich jak: Harry Styles czy zupełnie z innej beczki James'a Hatelfield'a. Byłam w tedy w euforii. Taka legenda nosi moje arcydzieło na sobie.
Byłam jeszcze w studio i miałam jeszcze jednego klienta. To będzie duży tatuaż do wykonania. - pomyślałam a mój telefon nagle zaczął dzwonić.
-Halo?
-Hej Shy! Kiedy kończysz pracę?
-Hej Terry! Za 3 godziny - spojrzałam na zegarku była 22 ... Ooo kurwa wrócę do domu o 2 ... - Czyli wrócę o 2 w nocy! FUCK - wrzasnęłam na szczęście wieczorem w studiu zostawałam tylko ja. Pracowałam w poniedziałki, środy, piątki i soboty, ale od 17 więc tak ciężko nie miałam. Zarabiam dosyć sporo mam wszystko czego chcę. Na nic nie mogę narzekać.
-Ja pierdole ! Shy .. A co jak ktoś w końcu na ciebie napadnie? - powiedział  troską ale słychać było że jest wkurzony.
-O boże Ter. Nie jestem ciotą! Umiem się bronić! - Powiedziałam znużona.
-Dobra ... Uważaj na siebie. Yołka. - pożegnałam się z tym kochanym palantem i usłyszałam że ktoś wszedł do studia.
-Hej... -Powiedziałam- Moim oczom ukazał się Nie kto inny jak Slash ... Okurwakurwakurwa. Euforia.
Znowu
-Cześć. To ty jesteś Shy? Słyszałem że robisz najlepsze tatuaże w całym Londynie. A więc przyszedłem do ciebie chciałbym mieć z tąd jakąś pamiątkę.
-Okey. No to proponuję to. - pokazałam mu mój gotowy szkic. Był zachwycony. Po skończonej pracy. Pozamykałam Ink i ruszyłam przez oświetloną latarniami ulice.
Mój telefon nagle znowu zaczą brzęczeć pewnie znowu Terry dzwoni żeby sprawdzic czy wszystko dobrze. Ale jak spojrzałam na wyświetlacz zamurowało mnie ... MAMA. Wielki napis na moim wyświetlaczu po prostu mnie sparaliżował. Ale podjęłam szybką decyzie. Odbierz ty ciulu. Mówiłam do siebie. Przeciągnęłam palcem po ekranie.
-Hej mamo... Co się stało że dzwonisz - Odzywała się do mnie tylko na specjalne okazje lub jak działo się coś złego.
-Shy .. Tata ... Miał wypadek. Nie ... - płakała - Nie żyje. - Telefon wypadł mi z ręki. Łzy zaczęły spływać po policzkach. Słone strugi. Potoki łez przedzierały się przez moje rzęsy. Jechałam pociągiem do Sheffield. Kiedy byłam już na obrzeżach miasta trochę daleko od swojego domu. Pobiegłam na most niedaleko lasu w którym bawiłam się jeszcze z moimi przyjaciółmi ze szkoły.
Nawet nie wiem kiedy rospętała się ulewa. Nie patrzyłam na to czy moknę. Po prostu usiadłam i płakała. Miałam gdzieś cały świat. Wrzasnęłam głośno. Musiałam odreagować tu i tak mnie nikt nie usłyszy. Most był prawie nie używany przez innych mieszkańców tylko ja przychodziłam tu jak miałam największe problemy.
                                                                            ~*~
Jechałem z pracowni może to nie był do końca udany dzień. Ale przynajmniej robiłem to co kocham. Cały dzień szkicowałem. Nadeszła pora żeby zrelaksować się w domu czeka na mnie Amanda.
Tęskniłem za nią choć nie widzieliśy się kilka godzin.
Jak to możliwe że ją  tak kocham jesteśmy już ze sobą tak długo. W kieszeni czułem pierscionek zaręczynowy który miałem go dziś jej wręczyć.
Podjechałem pod dom zaparkowałem i wbiegłem do domu.
-Hej. - powiedziałem do Amandy i pocałowałem ją czule.
-Hej. - powiedziała a mój telefon automatycznie zaczął dzwonić.
Oh Jezu! Czy wszyscy zawsze muszą mi przeszkadzać ?
Odebrałem.
-Halo?
-No hej Oliver ... - przerwałem jej
-Co znowu Madison? - byłem wkurzony.
-Pamiętasz jak dawałam ci te papiery do podpisania?
-No ... yy, Tak.
-To dobrze. Więc za 10min chce je mieć w pracowni. Przecież ci mówiłam że to cholernie ważne.
-Okey. Już jadę.- powiedziałem. Chciałem mieć to już z głowy. -Amanda muszę jeszcze wrócić na chwilę do pracowni.- krzyknąłem. A w odpowiedzi dostałem tylko "OK" Pobiegłem do wyjścia zadrasnąłem za sobą drzwi i podszedłem do samochodu, odpaliłem silnik i ruszyłem w kierunku Madison.
Pojechałem pod budynek docelowy. W drzwiach stała Mad.
-Hej.
-Hej.-przywitałem się.
-Masz? - zapytała.
-Mam.- powiedziałem z uśmiechem i wręczyłem jej teczkę. - Potrzebujesz czegoś jeszcze?-zapytałem. Złość mi chyba już przeszła. Nie potrafię długo się gniewać.
-Nie. Wracaj do Amandy - Puściła mi oczko. - Wiem, że wam przerwałam.
-Madison. W niczym nie przerwałaś.- Mówił jak psycholog, ledwo co powstrzymując się od śmiechu.- Zaufaj mi.- powiedział jeszcze, wybuchając śmiechem.
-Idź już z tąd.- Walnęła mnie lekko w ramie.- Działasz mi na nerwy Sykes.- Odwróciłem się i szedłem w stronę auta.
Kiedy wróciłem do domu drzwi były uchylone.
O nie Amanda! Skradałem się do salonu. Wyjrzałem za ściany. I zobaczyłem ją. Całującą się z jakimś facetem.
Wyszedłem z za ściany i stanąłem koło niej. Łzy zapływały mi do oczu. Ale musiałem jeszcze wytrzymać. Stałem tak jeszcze przez chwile, bo nie szybko zorientowała się że się im przyglądam.
-Oli.. - przerwałem jej
-Masz mi coś jeszcze do powiedzenia?- spytałem z bólem w głosie. Zamarła.
-Wyjdź!- wrzasnąłem - Wynoś się !
Aż podskoczyła i uciekła z tym fagasem. Pierwsza łza poleciała mi po policzku. Wziąłem butelkę Jacka'a Daniels'a pobiegłem do auta wrzuciłem trunek na siedzenie obok i pojechałem w stronę lasu.
Deszcz padał bębniąc o dach mojego auta.
Koło lasu był mały most. Praktycznie nikt tędy nie przechodził. Wysiadłem. Od razu krople wody przemoczyły moją koszulę. Zmierzałem w kierunku tego szarego przejścia nad rzeką. Ale zarys nie był prostokątny, po środku było widać cień. Czyżby ktoś tu był ?
W deszczu siedziała wytatuowana blondynka.
Też płakała.
-Hej wszystko dobrze? -uklęknąłem koło nieznajomej i uświadomiłem sobie że to nie było dobrze sformułowane pytanie. - Chyba nie skoro płaczesz. - poprawiłem się a dziewczyna spojrzała na mnie.
Miała wielkie błękitne oczy, jak ocean.
Pomyślałem odruchowo kojarząc barwy.
-Heeej- przeciągnęła- Mam na imię Shy. I właśnie dowiedziałam się, że mi zmarł ojciec. - Powiedziała prosto z most. Ałć. Bez jakichkolwiek oporów, była prostolinijna. Myślałem, że nie odpowie.
Ale najwidoczniej była inna..
-Ołł. Szczera jesteś.- powiedziałem, ale moje oczy też łzawiły. -Oliver. - wyciągnąłem do niej rękę.
-Miło mi. No a Ty? Ty też chyba za dobrego humoru nie masz.- powiedziała smutno się uśmiechając.
-Dziewczyna mnie zdradziła. - mój smutek rozlewał się po całym moim ciele jak bakterie. Jak mogłem być takim frajerem i dałem się "zarazić". Miałem ochotę wrzeszczeć.
Minęło trochę czasu. Siedziałem z Shy i oboje patrzyliśmy w głąb czarnego lasu.
-Też masz ochotę krzyczeć? Czy tylko ja tak mam? - zdziwiła mnie. Każda dziewczyna wolała by teraz ryczeć w poduszkę lub użalać się nad sobą. A ona tylko milczała ... A jej dusza najwidoczniej krwawiła i wiła się z rozpaczy. Z resztą ... Tak jak mój chory mózg.

                                                             ~*~
-Też masz ochotę krzyczeć? Czy tylko ja tak mam? - zapytałam nowo poznanego chłopaka. Jego ciemne oczy spojrzały na mnie. Chyba myślał o tym co powiedziałam.
-Ha jakie to trafne, mam ochotę wydzierać się jak w "Shadow Moses" - wymienił utwór Bmth.
Wokalista tego zespołu miał na imię ... Oliver! No fajnie gadam z wokalistą Bring me the Horizon
-Ty jesteś Oliver Sykes.- powiedziałam bez zastanowienia.
Ups. Wyszłam na jakąś idiotkę. Kurde.
-Taaak? Fanka?
-Nie, ale lubię "Can you feel my heart." Moja ulubiona.- powiedziałam z uśmiechem.
-Moja też ... - cisza, Wybuchliśmy śmiechem. Spojrzałam na telefon. 3 w nocy,
-Oj. - westchnęłam muszę iść do domu ...- Że ja muszę mieć KUŹWA dom tak daleko ...
-Hm?
-Muszę iść.- powiedziałam. Jakoś w jego towarzystwie zapomniałam o tym wszystkim.
-Odwiozę Cię.- powiedział szybko.
-Nie rób sobie kłopotu.
-Shy. Jesteś przemoczona.
-Tak jak Ty.- przerwałam mu.
-Ale ja nie chcę iść na pieszo. Sadząc po twojej minie duży kawałek.- w uśmiechu pokazał swoje białe zęby.
-No dobrze. Skoro się tak upierasz.
Poszłam za nim do auta.
Wspięłam się na fotel pasażera. Ruszyliśmy.
-To gdzie Pani mieszka?
-Liveshear 22. Wiem, trochę daleko.
-Na pieszo tak. Odważna jesteś.
Dalej jechaliśmy w ciszy. Zamglone lasy, ciemne niebo. Patrzyłam się w szybę i myślałam o wszystkim i o niczym.
Oliver patrzył cały czas na drogę.
-Jesteśmy- powiedział cicho. Jak by było mu przykro że znowu zostanie sam. Nie Shy!
Na pewno tak nie było.
Odprowadził mnie aż pod same drzwi mojego domu.
Staliśmy na ganku. Mój dom był staromodny jak z lat 60. Co moim zdaniem nadawało mu uroku.
Ale wnętrze było bardzo nowoczesne i praktyczne.
-To ... Do zobaczenia. - powiedział chyba znowu powróciły do niego smutne myśli.
-Trzymaj, - podałam mu swoją wizytówkę. Był tam numer do London Ink ale chyba co najważniejsze numer prywatny do mnie.
-Dziękuje... Dobranoc Shy- uśmiechnął się do mnie ostatni raz i odjechał.